O negatywnych skutkach nieumiejętnej pomocy
02:44Czasem łatwiej zrozumieć negatywne skutki pewnych pozornie niegroźnych działań ludzkich, gdy przyjrzy się im w odpowiednio dużej skali.
Po trzęsieniu ziemi na wspomnianym przez D. Haiti świat poderwał się w geście solidarności z poszkodowanymi. Haiti zostało zalane tonami leków do tego stopnia, że kilka lat po tragedii część ze szpitali wciąż nie została przywrócona do użytku, ponieważ służyły za magazyny ofiarowanych leków. Trzeba było oddelegować grupę wolontariuszy, którzy zamiast pomagać ludziom, zajmowali się wyłącznie sortowaniem i magazynowaniem nadmiaru darów. Powstał też problem utylizacji leków przeterminowanych. Ostatecznie wprowadzono sankcje - każdy samolot niosący pomoc humanitarną, na który nie czekała na miejscu ekipa odpowiedzialna za dalszą dystrybucję darów, miał zakaz lądowania pod groźbą zestrzelenia.
Podobna sytuacja miała miejsce w Polsce po powodzi w 1997 roku. Ludzie masowo zaczęli wysyłać do organizacji zajmujących się pomocą poszkodowanym worki z zalegającymi w szafach ubraniami. Ta z pozoru "pomoc" przysporzyła wielu problemów, trzeba bowiem było znaleźć miejsce na przechowywanie rzeczy, zaciągnąć rzeszę ludzi do pracy przy ich segregowaniu (mnóstwo rzeczy nie nadawało się do użycia, część nie odpowiadała zupełnie potrzebom sytuacji, np. suknie ślubne), znaleźć miejsca do przechowywania. Pojawiły się dodatkowe problemy w postaci pleśni, insektów itp.
Po tsunami w Indonezji mieszkańcy z radością odebrali paczki od darczyńców z całego świata, pełni nadziei, że znajdą w nich najbardziej im potrzebne materiały do odbudowy zniszczonych domów. Jakie było ich zdziwienie, gdy w środku znaleźli m.in. sprzęt narciarski i zimową odzież.
Organizacje niosące pomoc humanitarną szybko wyciągnęły naukę z podobnych sytuacji. W większości nie przyjmują już pomocy rzeczowej. A przede wszystkim zanim ogłoszą zapotrzebowanie na jakąkolwiek formę pomocy, najpierw robią dokładne rozeznanie.
Zawsze mam z tyłu głowy te historie, gdy myślę o pomocy, jaka jest udzielana młodym matkom. Pojawienie się na świecie dziecka - nowe obowiązki, nieznane problemy, nieporadność, zachwiane poczucie bezpieczeństwa bardzo przypominają stan kryzysowy. Niełatwo się odnaleźć. Jednocześnie sprzątać gruzy po starym życiu i budować nowe. Mierzyć się z trudnościami, które pojawiają się na bieżąco.
Młoda matka często jest jak ofiara trzęsienia ziemi - to co dobrze jej znane runęło, nowe obowiązki, problemy, stare relacje, które nie pasują już tam, gdzie kiedyś, przygniatają ją. Jeśli czego potrzebuje, to pomocnej dłoni, która ją z tego wyciągnie. Kogoś, kto otrzepie ją z kurzu, poda szklankę wody, gdy ona sama wstanie z gruzów. Kogoś kto pomoże odbudowywać jej kawałek po kawałku nową rzeczywistość.
Zapewne potrzebuje snu. Ciepłego prysznica bez konieczności nasłuchiwania, czy maluch już się obudził. Chwili dla siebie albo czasu, żeby załatwić ważne sprawy. Ciepłego posiłku, którego nie będzie musiała przygotowywać. Zakupów, powieszonego prania, poprasowanych ubranek maluszka. Wysłuchania pozbawionego oceny i rad. Wyczucia, zrozumienia, świętego spokoju. Rzeczowej, merytorycznej rady, kiedy o nią poprosi.
Nie potrzebuje, by przysypać ją dodatkowym obciążeniem. Nadmiarem ciekawości, pomocą w sprawach, które nie są dla niej w tym czasie najważniejsze, nachalną obecnością, historiami z życia innych kobiet, dobrymi radami, o które nie prosiła. One wszystkie pozornie nie są szkodliwe. Nie robią krzywdy same sobą. Ale dokładają matce pracy, jak tym wolontariuszom w czasie klęsk żywiołowych. Zamiast skupić się jedynie na układaniu na nowo swojego życia, budowaniu cegiełka po cegiełce nowej siebie, odrzucaniu tego, co już nie jest jej w nowej roli potrzebne, zaplataniu nowych nici więzi z dzieckiem, mężem, własnymi rodzicami, przyjaciółmi, musi dodatkowo zajmować się porządkowaniem „darów”. Ustosunkowywaniem się do usłyszanych historii, radzeniem sobie z ocenianiem jej postępowania, selekcjonowaniem rad wartościowych i nie, poszukiwaniem źródeł, które pomogą wybrać te wartościowe, zaopiekowaniem potrzeb osób niosących pomoc, przepracowywaniem własnych sprzecznych emocji wywołanych troską, która niesie zamęt.
Coraz częściej młode matki odcinają się od świata zewnętrznego, zamykają w domach i tam po cichu borykają się ze swoimi problemami. Nie to, że ze wszystkim świetnie sobie radzą, że nie przydałaby się im pomocna dłoń. Ale łatwiej jest im mierzyć się jedynie ze swoimi własnymi trudami, nie musząc dodatkowo dźwigać tego, co musiałyby przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza.
Każda prawdziwa pomoc rozpoczyna się od zbadania sytuacji, od rozpoznania potrzeb. Każda prawdziwa pomoc skupiona jest na potrzebującym, nie na dobrych chęciach pomagającego. Każda prawdziwa pomoc opatrzona jest szacunkiem do tego, komu ją niesiemy.
Pomoc na małą i na wielką skalę.
Czasem pomoc to czekanie w ciszy, powstrzymanie się od działań. Zapewnianie od czasu do czasu, że jesteśmy obok. Pytanie: „Jak mogę ci pomóc?”, „Czego potrzebujesz?”.
Jeśli chcesz mi pomóc, pomóż mi tak, ja ja tego potrzebuję, nie jak potrzebujesz tego ty.
0 komentarze