Skąd biorą się idealne dni?

13:03




Znacie takie dni, kiedy wszystko idzie jak po maśle? Dzieci zajmują się same sobą, bez kłótni, wiszenia przy nodze, ciągłego jęczenia. Wy zajmujecie się swoimi obowiązkami, macie nawet nieco czasu tylko dla siebie. Powietrze jest lekkie, wszyscy uśmiechnięci, interakcje łatwe i odżywcze.

Dni, w których pytacie sami siebie, jak to się stało. I dlaczego nie dzieje się to na co dzień.

Takie dni. Czasem. Raz na rok. Na dwa.

 




U nas wczoraj był taki dzień. Właściwie wbrew wszelkiej logice, bo dzień wcześniej wszystko wskazywało raczej na zbliżający się armagedon, do tego moja prawie nieprzespana noc. Tymczasem wczorajszy dzień rozpoczął się w świetnych nastrojach u nas wszystkich. Rano N. postanowiła podjąć pierwszą próbę korzystania z nocnika. Potem towarzyszyła mi w przygotowywaniu śniadania, wyglądając cicho przez kuchenne okno. Po chwili D. zabrała ją ze sobą do salonu na wspólne słuchanie audiobooka. Tuż po śniadaniu, bez najmniejszej zachęty z mojej strony, dziewczynki odmeldowały się do swoich spraw. Miałam czas wziąć prysznic i odpisać na kilka zaległych wiadomości. W międzyczasie TFT przyniósł resztę przedwczorajszych zakupów z auta i przygotował szybki obiad, D. zapytała o możliwość obejrzenia bajki, a N. zajęła się rozpakowywaniem toreb. Liczyłam, że po tym nadmiarze szczęścia tuż po obiedzie nastąpi kilkugodzinne "pobawisz się z mną w pociąg?", a potem jak zawsze przekształci się to w zajęcia taneczne, Elsę i Ankę, czy jeszcze inne odgrywanie ról, ale prosto od mycia rąk po obiedzie dziewczynki pomaszerowały do sypialni, gdzie zamknęły się na dobre 45 minut (aż sprawdzałam, czy na pewno obie żyją), po czym obie z plecakami na plecach przyszły zaprezentować przygotowane przez siebie kreacje i zniknęły na dalszą godzinę samodzielnej zabawy. Miałam okazję pogadać sobie do woli z mężem, ot tak, jak od wieków nie. TFT zamontował w między czasie lampę, ja przygotowałam zaczyn drożdżowy na pierwszą w życiu chałkę, on poszedł ogarniać balkon, a ja gniotłam ciasto i plotłam drożdżowe warkocze. Dziewczynki musiałam zaprosić do wspólnego działania w kuchni - posmarowały chałkę białkiem, posypały kruszonką i uciekły bawić się na balkonie.





I dziś od samego rana myślę sobie, co też się wczoraj takiego zadziało, co nie zadziało się juz dziś, ani przedwczoraj, ani w setki innych dni.

Mam pewną koncepcję, ale jest dość rozbudowana i potrzeba mi czasu, żeby się z Wami nią podzielić. Dziś więc tylko nasz pulchny kawałek z życia. Pachnący drożdżami, wanilią, masłem i spokojem.

Macie jakieś koncepcje, skąd biorą się takie idealne dni? Albo czemu nie zdarzają się częściej? Czy robimy na co dzień coś nie tak? Jak wyłapać clou sprawy, tajną esencję spokoju i zaaplikować do codzienności. Na czas home office, na czas weekendów, na czas urlopu macierzyńskiego/wychowawczego.

Zdarzają Wam się takie dni? A może to u Was codzienność?



You Might Also Like

0 komentarze

Fejvorki

Fejsik

Insta

Instagram