Jak zrzucić zbędne kilogramy po świętach?

13:44



Zrobiliście już sobie wyrzuty z powodu dodatkowych kilogramów, jakich nabawiliście się przez święta? Udostępniliście zabawne memy pt."Ani mi się waż" itp.? Wpisaliście dietę i ostre ćwiczenia na listę postanowień noworocznych?

Czemu się czepiam, zastanawiacie się zapewne. Co złego w niewinnym memie, planowanej diecie czy rozmowach o poświątecznych kilogramach? Teoretycznie nic.

A praktycznie... Najbardziej pasuje mi tu chyba powiedzenie: "grosz do grosza, a będzie kokosza". Takie niewinne pozornie żarty, pojedyncze zdania kilka razy do roku, komentarze przed lustrem od czasu do czasu kształtują postrzeganie swoich ciał u naszych dzieci.

Jedzenie powinno służyć odżywianiu organizmu. Dbanie o jego jakość (w tym skład) i odpowiednią ilość powinno być więc czymś zupełnie naturalnym, nie dziwactwem i przesadą. Never ever jedzenie nie powinno stawać się celem samym w sobie. Czerpać przyjemność z jedzenia to nie to samo, co jeść dla przyjemności.

Tymczasem nasze święta kręcą się głównie wokół jedzenia. Całe dnie przygotowań, zapasy jak dla wojska, wszystkiego musi być dużo, wszystkiego trzeba spróbować, wszystko trzeba dojeść, żeby się nie zmarnowało, koniecznie też trzeba o tym jedzeniu rozmawiać z innymi - co kto zrobił, jak zrobił, ile zrobił. I ile zjadł, ile przytył, ile będzie teraz musiał się odchudzać.

Nie widzicie w tym nic złego? Nic dziwnego, temat jedzenia w naszym społeczeństwie jest tak powszechnym problemem, że taki stan rzeczy wydaje nam się czymś zupełnie normalnym. Dokarmianie niemowląt, przedwczesne rozszerzanie diety, dyskusje o tym, jak które dziecko je, "o jak ładnie je!", "zjedz, bo ja ci zjem", "a ten to taki niejadek", namawianie do kolejnej łyżeczki, "za mamusię, za tatusia...", nagradzanie za zjedzenie posiłku, słodycze jako stały element dnia, "nie ma świąt bez słodyczy", "nie dając mu słodyczy, odbierasz mu dzieciństwo," dokładki pomimo sprzeciwu jedzącego, "jedz, bo marnie wyglądasz", "musisz jeść za dwoje", "nie spróbowałeś jeszcze... nie smakuje Ci?"...

I jasne, może tak zostać dalej. Nikt od tego nie umrze. Ale to tak jak w "Nowych szatach cesarza" - król jest nagi, a my wszyscy powtarzamy kłamstwo, że jego szaty takie piękne. Sami przestaliśmy tę nagość dostrzegać. Ja jednak widzę nagiego króla. A że nie lubię żyć w kłamstwie, to mnie mierzi niezmiernie, jak patrzę na to ogólne otumanienie. Sama jestem poniekąd jego częścią, nie pytajcie, gdzie podziewa się mój mózg, gdy na horyzoncie pojawią się słodycze...

Wpędzamy się w błędne koło, ucząc od maleńkości, że jedzenie to jakaś taka rzecz wywołująca ogromne emocje - że trzeba jeść dużo, dużo o tym mówić, że jedzenie wywołuje radość innych wokół, a potem martwić się, że zjadło się za dużo albo je się za mało, w konsekwencji mieć wyrzuty sumienia, patrzeć nieprzychylnie na swoje ciało, źle traktować siebie, a często też innych.

Widzę, jak niebezpieczne jest takie podejście do jedzenia i chciałabym nie wpuszczać moich dzieci w ten kanał. Póki są niewinne, nieskażone, chcę zadbać o to, by pozostały na tej bezpiecznej, naturalnej drodze. Nie uzależniać ich od jedzenia, nie tworzyć narracji na jego temat, nie nabudowywać pełnej emocji atmosfery dookoła. Za to nauczyć dbania o jakość posiłków i ich regularność. Czerpać przyjemność ze wspólnego jedzenia, z uczucia włożonego w jego przygotowanie, a nie z jedzenia jako osobnego bytu w ogóle. Nauczyć jeść zdrowo i mądrze, bo zdrowo odżywiony organizm to ładne ciało, szczęśliwy mózg, zrównoważone emocje, psychika wolna od kompleksów, przyczynek do myślenia o sobie dobrze.

Jeśli mamy kochać innych, musimy zacząć od kochania siebie. A żadna miłość nie rozkwitnie na kłamstwie i krzywdzie. Zamiast pakować tyle energii w przygotowywanie uginającego się od jedzenia stołu, włóżmy ją w budowanie relacji z tymi, z którymi do tego stołu zasiadamy.

A dodatkowe kilogramy potraktujmy wreszcie jako lekcję, że każdy skutek ma swoją przyczynę. A nad nimi stoimy my z naszą miłością do siebie. I troską. Jak chcecie się o siebie zatroszczyć? Jedząc lepiej? Akceptując siebie z takim ciałem, jakie macie? A może jeszcze na milion innych sposobów? Wszystkie są dobre.

Wszystkie są lepsze niż działanie na swoją niekorzyść.

Jeśli nie dla siebie, to dla tych małych oczu, które obserwują i biorą wszystko, co robimy, za pewnik. Zjedzcie więc bez skrupułów świąteczne ciasto, jeśli macie ochotę, a potem spójrzcie w lustro z miłością. A na listę postanowień noworocznych wpiszcie tylko jedno: "Być dla siebie dobrym". I zinterpretujcie to na 365 sposobów.


* Zdjęcie znalezione w Internecie.

You Might Also Like

0 komentarze

Fejvorki

Fejsik

Insta

Instagram