Zamknięci w domach
17:19Od dawna jestem na bakier z kalendarzem, ale to, jak teraz wszystkie dni zlewają mi się w jedno...
Zmienne jest chyba jedynie to, jaki mam danego dnia nastrój. Jednego dnia chwytam życie w czterech ścianach garściami, cieszę się z tu i teraz, ze swojej wzajemnej obecności. Wygłupiamy się, śmiejemy, jesteśmy razem, robimy rzeczy, na które brakowało nam czasu, sprzątamy, naprawiamy, działamy kreatywnie. Ale przychodzi kolejny dzień i świetnego nastroju nie ma. Snuję się po kątach, z nadzieją spoglądając na zegarek, wybuchając złością lub płaczem.
Tak sobie myślę, że chyba jeszcze nigdy nie byliśmy tak zintegrowani z rytmem natury. Huśtawki pogodowe wyciszają lub napędzają nasze nastroje. Chwytamy się słonecznych promieni, wykorzystujemy momenty zwyżki energii. Ale gdy słońca brakuje, gdy niebo zasłaniają szare, ciężkie chmury, nasze nastroje gwałtownie pikują.
Ten czas to ogromna lekcja tego, co zależy od nas.
Poznać siebie - na ile mamy na to czasu w codziennym życiu? Doświadczyć swoich ograniczeń, spotkać ze sobą twarzą w twarz, zmierzyć ze swoimi lękami, traumami, zaakceptować je, uporządkować, pozwolić być częścią mnie. W konfrontacji z tym wszystkim odkryć swoją nieocenioną wartość. Siebie jako całości, nie jako roli - jednej, drugiej, trzeciej.
Im dalej nam było w codziennym życiu do bycia w prawdzie ze sobą, tym trudniej zmierzyć się ze sobą w zamknięciu wśród czterech ścian.
Biorę głęboki wdech.
To ja.
Dziś ten gorszy dzień. Jestem w nim.
Z tym, z czym mi trudno.
To nie ja jestem tym dniem. Ale ta część mnie, która dziś nie daje rady stać o własnych siłach - to nią chcę się dziś zaopiekować. Przyjrzeć się, zrozumieć, wystawić na ciepłe promienie słońca.
By nie potknąć się w kolejny, jeszcze gorszy dzień, o sprawy zamiecione pod dywan. By nie rozpaść się na milion kawałków, gdy zabraknie wreszcie sił do dźwigania bagażu wyparcia, nieakceptacji, braku miłości do siebie.
0 komentarze