Równe pół roku temu, 15 września, 8 dni po wyznaczonym terminie porodu i 2 dni przed czyhającym terminem położenia się do szpitala, bez zbędnego dalszego przeciągania, wstępów i innych zbytecznych ozdobników pojawiła się na świecie Ona. Ot, po moim sobotnim przebudzeniu, kilka minut po godzinie 8 oznajmiła, że wyruszyła w drogę na ten świat. Pozwoliła starszej siostrze zjeść pospieszne śniadanie, wysadzić ją na chodniku przed blokiem M., po czym postanowiła sprawdzić umiejętności prowadzenia auta u własnego ojca. Chwała Bogu, że wybrała sobie akurat sobotnie przedpołudnie, w innym wypadku urodziłaby się zapewne na samochodowej wycieraczce (choć materiał na bloga byłby przedni :P). Po dwóch godzinach od pobudki była już tak rozpędzona, że matka ledwo wdrapała się na szpitalne łóżko. Godzinę później powitała świat swoim dźwięcznym głosem i szeroko otwartymi ramionami (zupełnie odwrotnie do starszej siostry, która urodziła się w ciszy i z rękami zaciśniętymi w piąstki w geście osłaniającym głowę). A świat powitał ją dźwiękiem młotowiertarki skuwającej płytki na sąsiednim oddziale.
Córka lata. Od połowy ciąży wygrzewała się w brzuchu przypiekanym promieniami słońca praktycznie nie chowającymi się za chmury aż do rozwiązania. Pierwszy spacer zaliczyła w czwartej dobie życia, 4 godziny drzemiąc w wózku w 26-stopniowym upale.
Jej pojawienie się zmieniło w naszym życiu bardzo wiele. Choć Jej udział w tej zmianie był głównie ilościowy (poza krótkim epizodem trudności w wieczornym zasypianiu nie stawiała wymagań zmuszających nas do jakichkolwiek zmian w dotychczasowym funkcjonowaniu), to wywołała w nas ogromną zmianę jakościową. Musieliśmy zdać przed D. egzamin z miłości i wierności. Nauczyć się organizować rzeczywistość z o wiele większą precyzją. Funkcjonować pomimo ogromnego zmęczenia, starając się uwzględnić czas dbania o siebie. Rozpoznawać potrzeby i respektować granice na długo przed tym, nim zostaną przekroczone. Rozmawiać, szukać nowych rozwiązań, dróg rozwoju. Wspierać się, rozumieć i wybaczać.
Ta mała istota wywróciła nasz świat do góry nogami po raz kolejny. I mam przeczucie, że jeszcze wiele nas za jej sprawą czeka. Bo choć podobna jest do swojej starszej siostry, jednocześnie jest tak od niej różna. Kto wie, może po kopii matki przyszła pora na kopię ojca? Ale nie wierną. Na pewno autorską, niepowtarzalną i jeszcze bardziej od niego wyjątkową.
Jej siostra budziła we mnie zachwyt i refleksję; Ona budzi radość i ciekawość.
Ona. NAWOJKA.