Trochę Fajne Arcydzieła - jeż z odcisków dłoni

21:57

Lato w tym roku należało do wyjątkowo udanych, całe dnie spędzałyśmy zatem na dworze. Ale nieuchronnie nadszedł koniec tego dobrego. Winter is coming, jak mawiają ludzie Północy. Pora odkurzyć farby i pędzle i wrócić do tworzenia dzieł sztuki. Szczerze mówiąc, nie mogę się już doczekać. Uwielbiam wyszukiwać pomysły na Pintereście, a potem obserwować, z jakim zaangażowaniem D. tworzy i z jaką dumą prezentuje efekty swojej pracy. 

Pierwsze swoje dzieło D. wykonała mając niewiele ponad rok, o ile dobrze pamiętam. Długo wisiało potem nad stolikiem w jej pokoju. Pokażę Wam zresztą, jak tylko je odkopię. Tym bardziej jestem dumna, bo to według pomysłu mojego autorstwa ;)



Pierwsze tegoroczne jesienne wieczory zaowocowały już u nas kilkoma tworami. Udało nam się wykorzystać zebrane ostatnio liście, ale dzieło wymaga jeszcze dodania kilku elementów, więc pochwalimy się za jakiś czas. Znalazłam za to zeszłoroczne jesienne prace i przypomniało mi się, że mamy nawet fotoreportaż z ich powstawania, wrzucam więc, może kogoś zainspiruje. 

Dzisiaj jeż z odcisków dłoni. 


Potrzebna jest duża kartka (brystol A3), mazak, brązowa farba i tacka. Opcjonalnie również nożyczki. Nie lubię plakatówek w formie dostępnej najczęściej w sklepach - kilku wybranych barw w maleńkich pojemniczkach. Trzeba się ograniczać do podanej palety, trudno wymieszać z tego cokolwiek własnego, a jak skończy się jedna farba, trzeba dokupić cały komplet. Zdecydowanie wolę farby w butelkach - dają możliwość dowolnego szaleństwa kolorystycznego, zabawy w mieszanie barw, odkrywanie nowych odcieni, generalnie działają rozwijająco i dają mnóstwo możliwości. Do dostania w sklepach plastycznych, czasem nawet w marketach; ja osobiście najbardziej lubię te z Moje Bambino (do zamówienia przez Internet).

Zaczynamy od narysowania konturu oraz twarzy jeża. Jak widzicie nie trzeba do tego specjalnych talentów, ot dwie kropki i dwa łuki ;) Potem moczymy małą łapkę w farbie i odciskamy wzdłuż konturu. Ja pierwsze kilka śladów zrobiłam, trzymając D. za rączkę, żeby pokazać jej, o co mniej więcej chodzi. Dalej natomiast pozwoliłam jej działać samodzielnie, wskazując jedynie palcem miejsce kolejnego przyłożenia ręki, no i przytrzymując kartkę. Od tamtej pory nieco zmądrzałam i teraz, żeby kartka się nie przesuwała, przed malowaniem przyklejam ją do stołu taśmą.

Z racji tego, że D. dość mocno zainteresowana była nożyczkami, zdecydowałam się wykorzystać to i pozwolić jej powycinać kolce jeża. Wiem, że niektórzy już na samą myśl o dwulatce z nożyczkami w ręce dostają apopleksji, mnie jednak o wiele bardziej przeraża lęk przed dawaniem dziecku szansy na rozwój. Uważam, że jeżeli dziecko wykazuje czymś zainteresowanie, należy za nim podążyć i pozwolić mu się zmierzyć z wyzwaniem, oczywiście odpowiednio dostosowując zadanie do jego możliwości.

Wycinanie kolców jeża polegało więc głównie na tym, że ja otwierałam nożyczki, układałam w nich palce D., pomagałam jej wsunąć między ostrza kartkę, a ona zamykała je mniej lub bardziej udolnie. W międzyczasie próbowała okiełznać nożyczki po swojemu, używając do cięcia obu rąk, wkładając w oczka dowolne kombinacje palców albo zamykając ostrza jeszcze przed dotarciem do kartki. Pierwsze nacięcie, które można by uznać za samodzielne, wykonała dopiero pół roku później. Dziś, mając prawie trzy lata, nadal kombinuje z układem palców, czasem brakuje jej siły, by otwierać i zamykać nożyczki bez wspomagania się drugą ręką, nie potrafi jeszcze ciąć linii wymagającej więcej niż jednego zamknięcia ostrzy. Potrafi natomiast samodzielnie pociąć sobie taśmę klejącą (i przy okazji okleić nią wszystkie meble w domu :P), umie też nosić nożyczki w bezpieczny sposób (czyli ukrywając ostrze wewnątrz dłoni), nie boimy się więc poprosić ją o przyniesienie z szuflady dużych dorosłych nożyc. Ostatnio podpatrzyła też, jak otwieramy paczkę, przesuwając ostrzem wzdłuż taśmy, nie omieszkała więc wypróbować tego nowego sposobu na kartce oraz na wszystkich paczkach, które do nas przychodzą :D



No i jeszcze jedno! Choć nie mamy tego na zdjęciach, dopiero po odciśnięciu dłoni nastąpił  najważniejszy etap pracy. Jeż poszedł się suszyć, a D. dostała czystą kartkę, dokładkę farby i zaczęła naprawdę tworzyć. To, co robiłyśmy wspólnie, było fajną zabawą, nastawioną na ładny wizualnie efekt, inspiracją na przyszłość do wykorzystania własnego ciała podczas tworzenia prac, pobudzeniem wyobraźni. A mimo to było mocno odtwórcze. Bo najcenniejsze dla dziecka jest to, co może stworzyć w sposób zupełnie nieskrępowany. To jest dopiero sztuka! Każde nasze malowanie rozpoczęte wykonaniem konkretnej pracy plastycznej kończy zatem etap totalnej wolności twórczej - D. zapełnia kolejne kartki w ilości dowolnej w sposób, na jaki ma ochotę - pędzlem, rękami, czasem jakimś wymyślonym na poczekaniu narzędziem. Czasem wykorzystuje farby pozostałe po wcześniejszej pracy, czasem przynosimy pełen zestaw i na bieżąco dolewamy na kartkę to, czego akurat potrzebuje.

Urzekła mnie ostatnio podczas wykonywania jednej z prac. Spojrzała na gotowe już dzieło zaproponowane przeze mnie, potem na mnie i po chwili zastanowienia zapytała: "Mogę już malować ręce?" :D Pewnie, że mogła! Bo malowanie dłoni, czasem wręcz nacieranie się farbą aż po łokcie, to czynność, która dla większości dzieci stanowi swoisty punkt kulminacyjny aktu tworzenia.

Nam dorosłym pozostaje jedynie przygotowanie zawczasu bezpiecznej przestrzeni dla tej nieskrępowanej twórczości.

Wciąż nie doceniamy wartości, jaką ma dla dziecka rysowanie czy malowanie. Uznajemy to za formę zabawy, w szkole za zbędny dodatek do ważnych przedmiotów. Tymczasem swobodne działania twórcze powinny być najważniejszym zajęciem, jakim poświęca się dziecko. Podczas tej pozornie niewiele znaczącej chwili zabawy dziecko przeżywa o wiele więcej niż jedynie malowania farbą - w tym czasie odbywa się jednocześnie akt tworzenia, eksperymentowanie, doświadczenia sensoryczne, poznawanie siebie, kształtowanie poczucia własnej wartości, rozwój wyobraźni i kreatywności i wiele, wiele innych.

O jedno zatem do Was apeluję! Nie bądźcie już nigdy więcej rodzicami, którym nie chce się rozkładać farb! Którzy przerzucają odpowiedzialność za twórczy rozwój na przedszkole czy szkołę, tłumacząc się brakiem talentu! Którzy boją się, że coś się w domu ubrudzi (bo mam nadzieję, że nie boicie się, że ubrudzi się dziecko!!). Jako dorośli zapędziliśmy się w nieustannym przekazywaniu dzieciom świata takiego, jakim my go widzimy i dostosowywaniu ich do niego. Zapomnieliśmy, że świat należy tworzyć, nie odtwarzać. Że on jest dla nas, nie my dla niego. Dzieci o tym doskonale wiedzą. Nie psujmy tego.

Dziś zacznijmy od uwolnienia wolności twórczej. Zapomnijcie o rysowaniu dla rysunku, dbałości o staranność i porządek, dyktowaniu reguł (choćby tych dotyczących kolorystyki - żółte słońce, zielona trawa, niebieskie morze), ocenianiu efektów pracy (Pozdrawiam serdecznie wszystkich nauczycieli plastyki, którzy stawiają oceny za prace plastyczne! Opamiętajcie się wreszcie, proszę!).

Zamiast interaktywnych edukacyjnych zabawek wrzućcie na bożonarodzeniową świąteczną listę butle farby, zapas papieru i folię malarską dla własnego spokoju. Niech będzie kolorowo i szczęśliwie!

You Might Also Like

0 komentarze

Fejvorki

Fejsik

Insta

Instagram