O tym, że jeden pluszowy miś to radość, ale góra pluszowych misiów to już kłopot

21:32











Sezon prezentowy przed nami - za 3 tygodnie roczek, potem mikołajki i Boże Narodzenie. Pierwsze podarunki dla D. zaczynają już spływać. Po drodze jeszcze okazje-bez okazji - spotkania z ciotkami i wujkami, a przy nich ot, paczuszka, żeby było miło. Dopóki nie było D., jakoś zupełnie nie myślałam o tym, że upominki dla maluchów to tak istotna sprawa. Fakt, kiedy byłam mała, do domów, w których były dzieci, zawsze jechało się z jakąś czekoladą. Potem jednak długo żadnych szkrabów w moim otoczeniu nie było i jakoś wywietrzał mi ten zwyczaj z głowy. (Przepraszam Was, wszystkie odwiedzane w ostatnich latach maluchy! Obiecuję poprawę!) Teraz jednak odkrywam na nowo, jak miły to zwyczaj i jak dużo radości potrafi sprawić nawet najmniejszy drobiazg. Muszę przyznać, że cieszę się tymi wszystkimi podarunkami na równi z D. Choć sama w tym roku dostałam kilka naprawdę wypasionych prezentów, Dobrusiowe gifty emocjonują mnie chyba bardziej, niż własne.


Dostaliśmy przez ten rok całkiem sporą ilość podarunków - ciuszki, kocyki, książeczki, grzechotki, dekoracje pokoiku dziecięcego, zabawki manipulacyjne, instrumenty muzyczne i… pluszaki. Cztery króliki, dwa psy, jeden kot, trzy misie, jedna owca, dwa owoce i jeden wiewiór. Nie licząc kilku misiów i psów, które napatoczyły się gdzieś po drodze przez ostatnie kilka lat czy dwóch potworów, które kupiliśmy jej sami. Jedne duże, drugie małe, jedne białe, inne szaro-bure, wszystkie śliczne, milusie i puchate.


Jest coś w pluszowych zabawkach, że automatycznie wyciąga się po nie rękę, by wsadzić do sklepowego koszyka. Pewnie niejeden z ofiarujących chciałby stać się właśnie tym, który podarował MisiaPrzyjacielaNaCałeŻycie. Znam też takich, którzy za punkt honoru stawiają sobie sprezentowanie dziecku największego pluszaka. Ja sama na widok wielu maskotek robię „wooow”.


Tylko potem te pluszaki trafiają do domu. Jeden, drugi, dziesiąty…


Każdego otrzymanego pluszaka D. przywitała z entuzjazmem. Niektóre włącza do codziennych zabaw, są takie, które ciąga po mieszkaniu albo śmieje się serdecznie na ich widok. Większość jednak leży bezczynnie na półce, by raz na jakiś czas doświadczyć bycia zrzuconym na podłogę. Nie dlatego, że są nieładne, nietrafione, nielubiane. Po prostu jest ich za dużo.


Z praktycznego punktu widzenia: Pluszaki zajmują sporo miejsca. Zbierają kurz = wymagają regularnego prania, suszenia, a przy tym niszczą się. Mają niewielki zakres możliwości w zabawie (głownie przytulanie) - nie wydają dźwięków podczas uderzania, nie mają otworów, w które można coś włożyć/wyjąć, nie przemieszczają się (nie toczą, nie jeżdżą, nie przewracają - jedynie leżą). Ich główną zaletą jest to, że są urocze i miłe w dotyku.


Ale - uwierzcie mi - są domy, w których te same funkcje pełnią rodzice i zwierzęta ;)


Jeśli więc pojawi się w Waszej głowie pomysł kupienia dziecku pluszaka - kupcie lepiej książkę. Albo awokado, melona, koszyk malin czy opakowanie świeżych daktyli (ewentualnie paczkę kabanosów, jeśli wybieracie się w odwiedziny do pewnej B.)


I na koniec dwie złote zasady wyboru prezentu (choć pierwsza niezwykle trudna w zastosowaniu): 1. Myśl o tym, co spodoba się obdarowywanemu, nie Tobie. 2. Pomyśl, czy prezent będzie sprawiał radość dłużej niż tylko w momencie wręczania (sama niezwykle ucieszyłabym się z pięknej kolii wysadzanej drogimi kamieniami; a potem wsadziłabym ją na dno szuflady i przecierała raz w roku z nagromadzonego kurzu).

You Might Also Like

0 komentarze

Fejvorki

Fejsik

Insta

Instagram