Lęk, nieodłączny towarzysz matki
22:15Pamiętacie zapewne, jak cieszyłam się macierzyństwem, kiedy D. była zupełnie maleńka. Kiedy D. pojawiła się na świecie i jeszcze długo potem nasze życie wyglądało jak ze snu. Sielanka to zdecydowanie mało powiedziane. Czułam, że odkryłam szczęście w najwyższym wymiarze, że nikt i nic nie może go już zmącić. Najważniejszym celem każdego dnia było zapewnić tej kruszynie poczucie bezpieczeństwa, a kiedy zasypiała spokojna, uśmiechając się niekiedy przez sen, czułam, że po raz kolejny zadanie zostało wypełnione.
Moi bliscy śmiali się serdecznie, że będę matką idealną, bo od zawsze wiedziałam, jak powinno się wychowywać dzieci. Nie wiedziałam, nadal nie wiem, ale fakt, mam taki szósty zmysł, którym wyczuwam maluchy, a tego swojego ze szczególną siłą. Wydawało mi się, że jeśli tylko będę podążać za tym zmysłem, jeśli będę wsłuchiwać się w to moje małe stworzenie i odpowiadać na potrzeby, które sygnalizuje, błogostan nie ma prawa ustać. Myślałam nawet sobie, co takiego musiałoby się stać, żeby ten stan przerwać. Poza naprawdę wielkimi tragediami nic nie przyszło mi do głowy, ot, jesteśmy skazani na takąż oto rzeczywistość już zawsze.
Tak nam mijały dzień za dniem, szczęśliwie, bez płaczu, zapowiadanej masakry i wszelkich trosk. Na chwilę pojawił się nad nami cień przed pierwszym szczepieniem, bo trudno w tym temacie nie dać się zwariować, ale minął zaraz na drugi dzień i znów mogliśmy cieszyć się tym niewypowiedzianym szczęściem. Rano pobudka, radosne gruchanie w łóżku, wędrówki po domu, drzemka, spacer, wieczorne rytuały i sen. Chwytanie drobin szczęścia unoszących się w powietrzu.
I nagle bańka prysła. Minęło 7 miesięcy życia D., a mnie ogarnął lęk, który zdaje się czyhać na nas na każdym rogu.
Mój spokój trwał, bo do niedawna wszystko miałam pod kontrolą. Prawie wszystko zależało ode mnie. Jeśli dobrze będę wypełniać swoją rolę, szczęście będzie trwać. Bezpieczne cztery ściany domu, do których można wrócic po każdej przygodzie, a w nich nasza trójka, nasza Trochę Fajna, ale bardzo kochająca się, Rodzina.
Ale im D. jest starsza i im więcej w naszym życiu się dzieje, tym mniej zaczyna zależeć ode mnie. Zaczęłam czuć niepokój.
Czuję lęk, że zdarzy się coś, czego nie przewidzę, czuję lęk, że miejsca, w które ją zabieram, mogą byc dla niej niebezpieczne, czuję lęk, że moje decyzje przyniosą dalekosiężne negatywne konsekwencje, czuję lęk, że ludzie ją otaczający skrzywdzą ją własnym egoizmem, czuję lęk z powodu wyssanych z palca oczekiwań, że będzie już umiała to czy tamto, bo tak się powszechnie przyjęło, czuję lęk z powodu nadmiernej troski ludzi bliskich i obcych, która trąca w moje poczucie pewności. Boję się, że mi umknie coś naprawdę ważnego, że moja krótkowzrocznośc, mój brak asertywności wobec innych, moja beztroska odbiją się na jej rozwoju.
Nie jestem lękliwa z natury. Ale kiedy przestaję czuć się panią swojego losu, lęk staje się moim stałym towarzyszem.
Chciałabym móc po prostu cieszyć się życiem, odkrywać z D. świat, pozwalać jej iść własną drogą i z radością jej w tej drodze towarzyszyć. Ale sytuacje, jakich od jakiegoś czasu doświadczamy - małe, duże, z pozoru niepozorne, w efekcie rzucają cień na ten nasz sielankowy czas. Kładę ją spać z poczuciem niespełnienia, z żalem, że nie wszystko było, jak trzeba.
Nie zrozumcie mnie źle - nie chcę być matką idealną. Dopuszczam niedoskonałości każdego dnia - bałagan, brak zorganizowania, wzburzone emocje. Ale ciągnący się za mną niepokój zaciąga chmury na naszym niebie. Wszystko przestaje być tak wyraziste, radość jest nieco mniej radosna, śmiech nieco mniej dźwięczny, za to zmęczenie, gorszy humor, czyjaś nieuśmiechnięta twarz nabierają ostrych rysów.
Nie boję się, że D. się przewróci, że się przeziębi, że będzie głodna. Nie obiecałam jej nigdy, że uchronię ją od wszelkiego zła. Ale obiecałam, że zrobię wszystko, by była szczęśliwa. Nie tylko w obecnej chwili, ale długoterminowo, ogólnie, jako człowiek. I zdaję sobie sprawę, że niektóre drobne decyzje, źle położone akcenty na tym pierwszym, tak szybko przemijającym etapie mogą zadecydować o całym jej dalszym życiu. O tym, kim będzie, jak będzie postrzegać siebie, jak budować relacje z innymi, jak kierować własnym losem, jak radzić sobie z trudnościami. I w efekcie - czy będzie szczęśliwa.
Bycie matką to ogromna odpowiedzialność. Nic dziwnego, że towarzyszą mu takie uczucia. Ale mam tę świadomość, że mogłoby być o wiele łatwiej. Chociażby gdybym miała większą wiedzę, a kompletuję ją na gorąco, w pośpiechu, nie mając czasu sprawdzić różnych źródeł, okrzepnąć z nią, podjąć spokojnych, racjonalych decyzji. Albo gdyby świadomość społeczna była większa - gdyby ludzie chcieli rozumieć dzieci, nie traktowali ich jak zabawki, ale z szacunkiem, jak równych sobie - nie musiałabym się bać, jak potraktują i moje dziecko; mogłabym je posłać do żłobka czy przedszkola, wyjść spokojnie na plac zabaw, czy do sklepu, nie musząc jeżyć się jak spłoszona kotka w oczekiwaniu na atak drapieżnika.
---------------------------
Gdy wróciłam do pracy, gdy nagle wpadłam w wir obowiązków i zwyczajnie zabrakło czasu na przemyślenia, lęk przygasł. I wiecie co? Gdy zdałam sobie z tego sprawę, dopiero wtedy zaczęłam się bać naprawdę. Tego że tak niewiele trzeba, by stracić czujność. Że pomimo dość dużej świadomości, zgubiłam cel. A razem z nim po części ją, moją D.
Ale jestem, jestem znów. I zaczynam zaprzyjaźniać się z tym macierzyńskim lękiem. Bo dzięki niemu nie przysypiam jak strażnik na kolejnej nudnej warcie, ale idę przed siebie, torując mojej małej, ale coraz większej już D. drogę, by, gdy przyjdzie na to pora, mogła pobiec nią dalej sama, gotowa na wszystko, cokolwiek będzie na nią czekać. I bym wreszcie ja mogła znów usnąć spokojnie.
Bo dziś, po 2,5 roku bycia mamą już wiem, że widocznie inaczej się nie da. Choć bardzo bym chciała, świat jest zbyt pokomplikowany, by móc w nim żyć i nadal trwać w sielance. Skoro więc nie chcemy trzymać D. pod szklanym kloszem, nie pozostaje nic innego, jak się zmierzyć z trudnościami, spróbować urządzić swój kawałek po swojemu, naprawić, ile się da dookoła i nie pogodzić się nigdy, że jest, jak jest.
0 komentarze