O stawaniu się z córki matką

22:14



Byłam (chyba) całkiem fajnym dzieckiem. Samodzielnym, grzecznym, rozsądnym, wiele można było ze mną po prostu obgadać, zaufać. Wiadomo, jak każde dziecko wpadałam w złość z niezrozumiałych powodów, nie dotrzymywałam czasem obietnic itp. Ale w każdym razie nie sprawiałam takich klasycznych trudności, jakie dzieci potrafią sprawiać.

Aż zostałam matką.

Moja mama ma ze mną od 4 lat siedem światów. Bo ja się z tej ułożonej, chcącej spełniać oczekiwania innych, wiecznie zasługującej na pochwałę dziewczynki z dnia na dzień przeistoczyłam w dorosłą, niezależną i totalnie odpowiedzialną za nowe życie kobietę. Zazwyczaj przeobrażenia rozłożone są w czasie, można stopniowo przyzwyczajać się do nowej, zmieniającej się wersji bliskiej osoby. Ale u mnie to była reakcja błyskawiczna. Imago mundi instant. Katalizator w postaci nowo narodzonej D. w trybie ekspresowym pozwolił mi określić, kim chcę być, gdy dorosnę i po prostu tym kimś się stać. Po raz pierwszy tak naprawdę wzięłam za coś odpowiedzialność całą sobą. Chciałam stanąć na wysokości zadania i być dla D. najlepszą wersją siebie, jaką potrafię być, już na starcie, a potem wzrastać wraz z nią wciąż i wciąż. I trwam w tym niezmiennie od 4 lat, odkrywając wciąż nowe prawdy na swój temat, nadając znaczenie wydarzeniom z przeszłości, redefiniując swoje wartości, dokonując dekonstrukcji relacji. Stawiając wreszcie swoje granice.

Wiem, że idę w dobrym kierunku. Widzę to patrząc w lustro. Widzę to patrząc w oczy TFT i moich córek. Widzę to, czytając Wasze komentarze, wiadomości prywatne, rozmawiając z Wami osobiście.

Ale przez to, jak długo trwałam w wersji siebie, która zadowalać miała przede wszystkim innych, jak długo milczałam, gdy było mi niewygodnie, jak długo nie rozumiałam wielu rzeczy, wchodzę w nowe nieumiejętnie, niedelikatnie, z dużą dozą buntu. Nie chcę wracać do starego, radykalnie więc odcinam się od wszystkiego, co nosi choćby jego namiastki.

Trudno jest zapewne, gdy jest się kochającym rodzicem, takim z sercem na dłoni, co by wszystko dla dziecka zrobił, zrozumieć, dlaczego jego dziecko nagle tę dłoń odtrąca.

Wiem, że wiele relacji matek z ich dorosłymi córkami zostaje mocno nadwątlonych, gdy pojawia się w ich życiu mały człowiek. Babciom trudno wejść w nową rolę, całkowicie i ostatecznie wypuścić w dorosłe życie swoje maleńkie wciąż w ich oczach córki, zaufać w ich kompetencje, znaleźć sobie nowe miejsce, gdzieś na dalszym planie. Młodym matkom trudno jest wejść w nową rolę, czując ciężar niewyregulowanych relacji z ich matkami, z napinającą się mocniej nieodciętą wciąż pępowiną. Relacja matki i córki napina się więc często do granic wytrzymałości bądź zrywa całkowicie na zawsze lub na długi czas.

Początki macierzyństwa to bardzo trudny moment dla obu.

Troszcząc się o nową siebie i o swoje nowo narodzone dziecko przede wszystkim młode matki nie mają czasu zajmować się niezaopiekowanymi emocjami własnych matek. Nie taka zresztą ich rola.

Problem w tym, że babcie często tego nie rozumieją. Nie rozumieją swojej nowej roli, nie rozumieją potrzeby zmian zachodzących w ich córkach. Nie potrafią, nie mają świadomości, czasem nawet nie chcą zrozumieć. I nie chodzi o to, by obarczać je za to winą.

Nikt przecież ich tego nie uczy.

Co więcej, gdy my znajdujemy sobie wsparcie wśród innych młodych rodziców, odnajdując książki odkrywające przed nami wiedzę, poszerzające naszą świadomość

one zostają bez wsparcia.

A przecież ta relacja jest tak ważna w życiu zarówno jednych, jak i drugich, ważna też w życiu tych najmłodszych - dla ich poczucia bezpieczeństwa, a także jako wzorzec relacji.

Nie tak powinno być, żeby najpiękniejszy moment w życiu dzielił dwie kochające się osoby.

Jestem tu przede wszystkim po to, by kawałek po kawałku porządkować razem z Wami świat dla naszych dzieci. I ten kawałek świata chciałabym uporządkować szczególnie. Bo wiem, jak wiele w nim chaosu, bólu, braku zrozumienia z obu stron. Grupy dla matek przepełnione są postami pełnymi żalu z powodu kiepskich relacji z dziadkami ich dzieci. Bardzo często dziadkowie ci nawet o nie wiedzą, że ich postawa generuje cierpienie. Bo czasem najtrudniej właśnie o rozmowę z tymi najbliższymi. Z wielu powodów - lęku przed niezrozumieniem, odrzuceniem, przed koniecznością rozdrapania starych ran, często ze zwykłej wciąż uległości bycia dzieckiem, nieumiejętności wyznaczenia własnych granic.

Potrzeba wsparcia dziadków w ich wchodzeniu w nową rolę. By mogli być siłą i mądrością, wsparciem i zrozumieniem.

W najbliższym czasie chciałabym zostawić Was z kobietą, która jest jak matka wszystkich matek młodych matek (choć wiekowo jest ich rówieśniczką), jak matka młodych matek, które są niezrozumiane i jak babcia wszystkich dzieci, które dorastają w rozdarciu między matką a babcią.

Czytając jej książkę oddychałam z ulgą, czując się zrozumianą, mając poczucie, że nie przesadzam. Justyna Dąbrowska jest psychoterapeutką i, mam wrażenie, swoją książką "Matka młodej matki" (wyd. Mamania) robi nam wszystkim kawał psychoterapii w relacji matka-córka.

W komentarzu link do obszernej rozmowy z autorką dla Wysokich Obcasów. Poniższy cytat pochodzi z rozmowy dla Mamadu, którą też linkuję w komentarzu.

Nie bójcie się wysłać tego swoim rodzicom, oni często po prostu nie wiedzą, jak wesprzeć Was, swoje dorosłe dzieci. Bo niby skąd mają to wiedzieć?

👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇

„Obserwując różne swoje koleżanki, widziałam, jak zakochując się we wnukach, zdradzały swoje córki. Bardzo chciałam uniknąć takiego scenariusza. A czyhało na mnie wiele pułapek.

Malutkie dziecko, jest kimś, kto robi wszystko, byśmy się w nim zakochali. Jest delikatne, pachnące i słodkie. I zupełnie za darmo obdarowuje nas uśmiechami od ucha do ucha. Niewiele trzeba byśmy założyli na nos te różowe „oksytocynowe okulary”. We wnukach jest jeszcze łatwiej się zakochać, bo nie jesteśmy obarczeni tą całą odpowiedzialnością, którą mamy na plecach przy własnych dzieciach. Można mieć też pokusę by teraz zrobić coś inaczej niż gdy same miałyśmy dzieci, by próbować naprawić błędy – np. być bardziej czułym, wyrozumiałym, więcej nosić, mniej się zamartwiać.

Jest pokusa, żeby mocno i głęboko wejść w tę relację z wnukiem. I zostawić córkę, odwrócić się od niej. To nazywam zdradą. Wtedy nasza uwaga nie jest przy niej, a przy tej nowej miłości, która jest pociągająca, fascynująca, można się w niej zanurzyć. A przecież – i sama to doskonale pamiętam z własnego doświadczenia - że to jest czas wielkiej wrażliwości, kiedy młoda matka bardzo potrzebuje oparcia i tego poczucia, że ktoś przy niej stoi. Jak pisze słynny pediatra i psychoanalityk Donald Winnicott: ”ktoś musi wystąpić w imieniu młodych matek, które mają swoje pierwsze czy drugie dziecko i które z konieczności są zależne od innych ludzi.

Kobieta, która właśnie urodziła dziecko przeżywa szczególny czas w swoim życiu. Jeżeli mamy kontakt ze swoim wspomnieniem, o tym jak to było, gdy myśmy miały malutkie dziecko, jeśli możemy sobie przypomnieć czego potrzebowałyśmy wtedy od naszych matek, jeśli będziemy pytać nasze córki, czego od nas potrzebują, to wtedy łatwiej będzie nam uniknąć dokonania tej zdrady.”.

You Might Also Like

0 komentarze

Fejvorki

Fejsik

Insta

Instagram