Muzyka narodzin

15:06




W czwartek minie rok odkąd D. jest z nami. Choć dni mijają nam zwyczajnie, a myśli zaprzątnięte mamy przygotowaniami do roczkowej imprezy, wracają wspomnienia i emocje, jakie towarzyszyły mi rok temu. Melancholia pomieszana z niepokojem, zagubieniem, strachem przed nieznanym, a wszystko to okraszone atmosferą tajemnicy i oczekiwania. Niesamowite, że po roku to wszystko nadal we mnie tak żywe. Włączyłam dziś płytę, która miała towarzyszyć mi podczas porodu. Żaden ze mnie meloman, jeśli TFT nie włączy radia, potrafię cały dzień spędzić w ciszy. Ale ta jedna płyta działa na mnie niesamowicie. Mam wrażenie, jakby każdy dźwięk dotykał kawałka mojej duszy. Każdy dźwięk jak delikatne ukłucie, po którym przychodzi ukojenie. Nie miałam wątpliwości, że to właśnie przy tej muzyce chcę urodzić D. Nie wiem, czy znacie islandzki zespół Sigur Ros. Jeśli nie, koniecznie posłuchajcie tej płyty: Sigur Ros Með suð í eyrum við spilum endalaust



Pakując torbę porodową czytałam, że dziewczyny biorą ze sobą różne rzeczy, które mają zwiększyć komfort podczas tych niełatwych godzin - ulubioną poduszkę, koc, świeczki zapachowe. Wydawało mi się to zbędne, ale pomysł z wzięciem małego głośniczka i własnej muzyki sprawiał, że czułam się spokojniejsza. Bardzo przeszkadzało mi, że nie udało nam się zobaczyć wcześniej sali porodowej. Wiadomo, że trudno przygotować się na poród, ale możliwość zwizualizowania sobie chociaż otoczenia zdecydowanie pomogłaby mi nieco się uspokoić. Muzyka, poza obecnością na sali TFT, była więc dla mnie jedyną wiadomą. Wyobrażałam więc sobie mistyczną atmosferę, jaką wprowadza Sigur Ros i nas dwoje trzymający się za ręce.



Ostatecznie nie zdecydowałam się włączyć muzyki podczas porodu. Wybrałam ciszę, choć momentami przywoływałam w myślach Fljótavík  I do dziś, gdy słyszę dźwięki tej płyty, przed oczami staje mi sala porodowa, przygaszone światła, ja na łóżku i TFT trzymający mnie za rękę. Słuchaliśmy tej płyty każdego dnia po powrocie do domu podczas wieczornych przygotowań do snu. Po trzech miesiącach wydawało mi się, że już przywykłam, zmieniliśmy nawet wieczorną muzykę na ścieżkę dźwiękową z "Teorii wszystkiego". Ale któregoś dnia po położeniu D. spać zgasiłam światło i włączyłam tę płytę. Zamknęłam oczy i znów była noc 24-go listopada. Te dźwięki już zawsze będą przenosiły mnie do tych najbardziej magicznych chwil. Słucham dziś i słucham, i tylko żałuję, że nie mogę choć na chwilę wrócić do tamtego dnia.





PS Spotify jakiś czas temu udostępnił przygotowaną przez siebie porodową playlistę (tu). 

You Might Also Like

0 komentarze

Fejvorki

Fejsik

Insta

Instagram