Neuroróżnorodni

11:43



Wyobrażacie sobie to uczucie po całym dniu spędzonym w domu z dziećmi, gdy po raz stu tysięczny słyszycie jęczące: "maaaaamooooo..."? Ten stan po całym dniu z bólem głowy przy mrygającej jarzeniówce? Mieszkanie w ciąży nad lokalem serwującym najbardziej znienawidzone przez Was wysoko aromatyczne potrawy? Przejażdżkę karuzelą w gorączce? Wełniany sweter na skórze pokrytej wysypką? Męża wrzucającego byle jak ubrania dziecka do szafy, w której przez pół dnia układałyście wszystko rozmiarami i kolorami?

Są takie momenty, kiedy każdy bodziec jest dla naszych zmysłów nie do zniesienia. Kiedy zwykłe dźwięki są zbyt głośne, światła zbyt jaskrawe, dotyk zbyt bolesny, zapach zbyt natarczywy, a obecność drugiego człowieka zbyt trudna. Każda sekunda w takim stanie przyprawia o mdłości, podnosi poziom kortyzolu do stanu krytycznego, wzmaga napięcie fizyczne i emocjonalne. Każdy milimetr ciała krzyczy: "dość!"

Ale są tacy, dla których ten poziom intensywności doznań to codzienność. I to tylko przedsionek świata osób z zaburzeniami ze spektrum autyzmu.

Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie. Nie znam osobiście żadnej zdiagnozowanej osoby ze spektrum autyzmu. Zawodowo spotkałam takie dzieci jedynie przelotem.

Ale żyjąc z wysoką wrażliwością, często doświadczam przestymulowania i codziennych trudności w funkcjonowaniu społecznym wynikających z nadwrażliwego układu nerwowego. Będąc mamą wysoko wrażliwego dziecka obserwuję konsekwencje wzmożonego odbierania rzeczywistości dla jej wchodzenia w relacje, nabierania doświadczeń życiowych i całej gamy innych spraw. Znam niechęć do przebywania w zatłoczonych miejscach - galeriach handlowych, na koncertach, skrajne zmęczenie po wizycie w centrum handlowym, irytację po dłuższej ekspozycji na głośne lub jednostajne dźwięki, rozdrażnienie po całym dniu w mniej wygodnym ubraniu i frustrację z powodu niemożności założenia niektórych rzeczy wcale (bo metka, bo gumka, bo szew), wycofywanie się z kontaktów z przesadnie ekspresyjnymi osobami, nieadekwatne reakcje emocjonalne w wyniku przekroczenia stanów alarmowych organizmu - płacz, złość, agresję.

A przecież jako wysoko wrażliwi wciąż funkcjonujemy w tzw. normie.

I mogę sobie jedynie wyobrażać, ile trudności w codziennym życiu, szczególnie w tej naszej bardzo naszpikowanej wszelkiej maści bodźcami rzeczywistości, wśród powszechnego niezrozumienia dla odmienności, muszą doświadczać osoby neuroatypowe.

A przecież funkcjonują wśród nas. Otoczeni megafonami, mrygającymi neonami, jaskrawością barw. A przede wszystkim brakiem zrozumienia.

Nie wejdziemy w ich skórę, by zrozumieć naprawdę. Nie wyleczymy, bo autym to nie choroba. Ale możemy przyjrzeć się światu, którym tworzymy i zadbać w nim o jak najwięcej ładu i spokoju. Nam wszystkim wyjdzie to na dobre.

Jedna z moich koleżanek nazywa autyzm wyjątkową urodą umysłu i mnie się to sformułowanie szalenie podoba. I lubię sobie myśleć, że neuroróżnorodność może być dla nas, neurotypowych, niezwykłą wartością, ponieważ wskazuje nam w świecie, który sobie stworzyliśmy, te fragmenty, które przytłaczają nas wszyskich, a które uważamy za normalne, bo przywykliśmy do ich obecności. I ja wciąż wierzę, że to my ten świat tworzymy, a więc możemy go kawałek po kawałku zmienić. Nie czekać, aż wielkich zmian dokona ktoś "u góry". Prawdziwa zmiana w świecie zaczyna się w każdym pojedynczym człowieku.

Jeśli jeszcze nie widzieliście, polecam Wam bardzo serdecznie serial Netflixa "Atypowy". Scena z balu zorganizowanego dla społeczności szkolnej z jednoczesnym poszanowaniem specjalnych potrzeb głównego bohatera, Sama, ze spektrum autyzmu, to dla mnie genialny przykład, że czasem wystarczy po prostu spróbować zrozumieć, a potem wyjść poza schemat. Bo osoby z autyzmem, ze swoim umiłowaniem schematów, codziennie muszą z nich wychodzić, by żyć wśród nas.

You Might Also Like

0 komentarze

Fejvorki

Fejsik

Insta

Instagram