Za dużo rozumiem, by spokojnie żyć

22:41





Może to tylko taki dzień, niewyspanie, bolący ząb, kilka mniejszych niefajnych zdarzeń, ale mam ochotę ubrać buty, spakować D. pod pachę i uciec na koniec świata.

Długo żyłam sobie beztrosko. Jestem raczej optymistką. Zawsze wierzę, że będzie dobrze. I zawsze jakoś tak dobrze jest. Może nie od razu, może trzeba uzbroić się czasem w cierpliwość, zacisnąć zęby, ale gdzieś tam na horyzoncie zawsze czeka szczęśliwy finał. Nie dopuszczam do siebie innej opcji. Taka ot konstrukcja psychiczna.

Kiedy urodziła się D., mój mózg zalał się hormonami szczęścia, a ja żyłam w przeświadczeniu, że już nigdy złe emocje nie zawitają w moim życiu.

Macierzyństwo nie rozczarowało mnie w żadnym stopniu. Jest dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Nic się nie skończyło, wszystko się zaczęło. Posiadanie dziecka stawia przede mną wyzwania, z którymi muszę się skonfrontować i z założenia nie chcę zawieść na żadnym etapie. Wiele z nich wymaga poszukiwania nowych rozwiązań, nowej wiedzy, zmiany myślenia.

Nigdy nie myślałam, że będę matką czytającą książki o wychowaniu. Głęboko wierzyłam w pełen spontan. Poradniki dla rodziców wydawały mi się totalnie oderwane od rzeczywistości i przynoszące więcej szkody niż pożytku.

Pierwszą książkę do domu przytachał TFT. Odkryłam, że są książki, które chcę czytać, które chcę wręcz pochłaniać jedną za drugą. Dalej wierzę w spontan. Dalej nie czytam poradników. Ale mam ogromną potrzebę dokarmiania moich przeczuć, wspomagania instynktu zagłuszanego przez cywilizacyjny wychowawczy bełkot. Wiele lat w pracy z dziećmi i w relacjach międzyludzkich opierałam się na intuicji, która często odbiegała daleko od powszechnie przyjętych norm. Od ponad roku zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że warto było za nią podążać. Przeczucia zamieniają się w wiedzę, wiedza w zmianę postaw.

Czytam, kiedy tylko mogę. Odkrywam wiele nowych rzeczy, coraz lepiej rozumiem siebie, coraz lepiej dogaduję się z TFT. Rozwijam się.

I wiecie co? Przygnębia mnie świat. Zaczęłam rozumieć zbyt wiele.

Patrzę na ludzi, którzy z krzywdą wypisaną na twarzy krzywdzą kolejne pokolenia.

I widzę w wyobraźni ich matki, ojców, braci i siostry, babki i dziadków. Widzę nieszczęście zasiane w jednym mały dziecięcym sercu, które rozplenia się na kolejne pokolenia.

Staram się powiedzieć: „Stop” wszystkim bólom, jakie nosimy z TFT po naszych przodkach. Staram się być ostatnim pokoleniem, które dźwiga nie swoje jarzmo. Chciałabym, by D. Weszła w życie możliwie lekka.

I wiem, że całkowicie jej nie ochronię. Zupełnie nie w tym rzecz. Chcę po prostu wyposażyć ją w siłę, która pomoże jej zrzucać z siebie ciężary, które nie są jej potrzebne do życia, które nie sprzyjają rozwojowi, a hamują i przytłaczają.

Ciężko mi z tym, że patrząc na wielu ludzi widzę ten ich ból, z którego nie zdają sobie sprawy i nic nie mogę z tym zrobić. A tych historii tak wiele dookoła nas. W telewizji, pracy, najbliższym otoczeniu… Nie mówię tu o patologii, o skrajnych przypadkach, nad którymi wszyscy kiwają głowami. Mówię o zwyczajnych, często pozornie szczęśliwych ludziach.

Mówię o niedostatku miłości, ciepła, bliskości, akceptacji doświadczonych w dzieciństwie, które zepchnięte w otchłanie nieświadomości objawiają się w postaci agresji, oschłości czy wycofania albo odwrotnie - nadmiernej opiekuńczości, emocjonalnego roztrzęsienia czy innych jeszcze pozornie pozytywnych zachowań, które implikują nieszczęście kolejnych pokoleń - znów doświadczających deprywacji albo zalanych nadmiarem, który uniemożliwia normalny rozwój. Mówię o konsekwencjach w postaci nieszczęśliwych wyborów, szkodliwych postaw życiowych - w życiu prywatnym, w pracy, w relacjach społecznych.


Kiedyś myślałam, że mogę zmienić świat, że mogę pomóc. Dziś wiem, że pomóc można tylko tym, którzy tej pomocy chcą, którzy zdają sobie sprawę, że jej potrzebują. I wiem, że pewnie z czasem ochłonę, przepracuję w sobie zdobywaną tak intensywnie wiedzę i nabiorę dystansu. Mniej lub bardziej robię to każdego dnia - przechodzę obok, by żyć własnym życiem, pozwalając innym żyć po swojemu i popełniać swoje błędy.

Ale z jednym nie potrafię sobie dziś poradzić. Nie potrafię przejść obojętnie obok tego, że ludzie ci zrzucają ten swój bagaż na D.


Wiem, że piszę dziś na dużym poziomie abstrakcji, że brzmię jak matka, która chce swoje dziecko zamknąć pod szklanym kloszem. Nic z tych rzeczy. Po prostu smucę się, jak wiele zła krąży po świecie tylko dlatego, że ludzie nie chcą, boją się spojrzeć w lustro, poznać prawdę o sobie. Pewnie żyje im się lżej, z wypracowanymi przez lata strategiami przetrwania, z feerią masek, które nakładają, by zakryć spychany wgłąb ból.


I chciałabym, by ten mój mały człowiek nie musiał tego wszystkiego doświadczyć na sobie.

You Might Also Like

0 komentarze

Fejvorki

Fejsik

Insta

Instagram